Mało takich jest, prawdopodobnie dlatego, że jeśli jakaś książka po kilku stronach mnie nie rusza, to nie męczę się i odkładam. Trudno, szkoda czasu na gnioty.
- Mały przyjaciel - Donna Tartt. Po GENIALNEJ Tajemnej historii (BBC powinno to umieścić na swojej liście) książkę, napisaną 10 lat po w/w, chwyciłam ze łzami szczęścia. Pięknie wydana i równie piękny gniot, którego nie byłam w stanie przeczytać. Bełkot pijanego, nic więcej.
- Kilka ostatnich książek Joanny Chmielewskiej. No niestety, mam wrażenie, że jakość przeszła w ilość. Nie przebrnęłam przez Porwanie, Byczki w pomidorach, Gwałtu już nie kupiłam bo szkoda kasy.
- Homobimbrownikus, czyli kolejna książka o sympatycznym bimbrowniku Jakubie Wędrowyczu. Napisana na siłę, czyżby brakło pomysłów? Szkoda, bo postać jedyna w swoim rodzaju, panie Pilipiuk, domagam się poprawy!
- Seria "Przygoda z klasą" - ot, zawodowo tak. Pierwsza na naszym rynku książka do edukacji wczesnoszkolnej z podziałem na dzieci zdrowe i niepełnosprawne, czyli trudniejsze książki i prostsze. Pomysł równie genialny, co schrzaniony, bo w książkach w założeniu dla dzieci mających problemy roiło się od byków metodycznych.
- Seria o Klaudynie autorstwa Colette. Na blogach znalazłam świetne opinie, a ja się nie zachwyciłam.
- Rzeźnik drzew - znów Pilipiuk. Bardzo wymuszone opowiadania.
- Mały książę - kolejny raz sytuacja, gdy trafiam na coś bardzo zachwalanego, popularnego, i upadam z wysokiego konia bo to nie to. Nie mogę powiedzieć, że kompletnie mi się książka nie spodobała, ale też - nie zachwycam się.
- Zakończenie pilipiukowej serii Oko Jelenia - w sumie i tak podziwiam autora, że JAKOŚ wybrnął, ale zakończenie jest naiwne. Ojjj, coś ten autor mi się naraża :)
- Fakt, że Scarlett O'Hara i Rhett Buttler mimo wszystko nie byli razem tak naprawdę, do końca. Powinni tworzyć elektryzującą parę.
- Jezioro osobliwości Siesickiej. Sytuacja jak z Małym księciem, każda polonistka/koleżanka/bibliotekarka mi wciskały lekturę, po długich, bardzo długich namowach spróbowałam przeczytać i poległam. Być może dlatego, że wcześniej chwilę skończyłam "Słoneczniki" pani Snopkiewicz i nastawiłam się na lekturę w podobnym stylu, a tu nic z tego.
W pełni się z Tobą zgadzam, z 9 punktem. ;D
OdpowiedzUsuń"Mały Książę" i mnie nie zachwycił, ale nie nazwałabym go totalną porażką.
OdpowiedzUsuńa mnie zaciekawiła Tajemna historia, nie czytałam i chyba się skuszę skoro piszesz, że genialna :)
OdpowiedzUsuńRemusiku, miło mi :)
OdpowiedzUsuńLinko, porażka w tym sensie, że nastawiałam się na "Bóg-wie-co", a przeczytałam zwykłą, całkowicie przeciętną książeczkę. Bardziej może - rozczarowanie.
Magdo, polecam gorąco. Opowieść o grupie studentów języków starożytnych, wzajemnych tajemnicach, relacjach, postaci nakreślone ZNAKOMICIE.
Faktycznie Chmielewska pisze coraz gorzej, ale Małego Księcia lubię :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się ze WSZYSTKIMI punkami! Super, myślałam, że tylko ja doznałam takich rozczarowań
OdpowiedzUsuńKurczę, a ja Klaudynę naprawdę polubiłam - to od lat jedna z moich najukochańszych serii :)
OdpowiedzUsuńDla mnie też Mały Książę był rozczarowaniem. Jeśli chodzi o Colette, omawialiśmy ostatnio na francuskim jej życiorys i nabrałam ochoty na lekturę jej książek. Przeminęło z wiatrem znam tylko z wersji ekranowej (nad czym ubolewam i co mam zamiar zmienić w najbliższym czasie) i w sumie sama nie wiem - z jednej strony byliby świetną parą, z drugiej mogłoby to wypaść trochę zbyt "cukierkowo" :)
OdpowiedzUsuńNo zdecydowanie ostnania Chmielewska to spore rozczarowanie-czasem nawet nie da się tego czytać
OdpowiedzUsuń